Zapraszamy do czytania wywiadu z Marcelim Szpakiem, tłumaczem m.in. naszych komiksów, takich jak "Tank Girl", "Deadly Class", "Nienawidzę Baśniowa" czy "Cody". Cała rozmowa dostępna jest na blogu Gniazdo Szeptunów, a poniżej jej fragment:

 

Jak to możliwe, że wszystkie najmocniejsze tytuły tłumaczysz Ty? W jaki sposób" zgarnia się" konkretne komiksy? Jak wygląda relacja wydawca-tłumacz? To "Oni" dzwonią do Ciebie?

Nie, nikt nie dzwoni, bo mam zawsze wyłączony telefon, to podstawa higieny psychicznej w tej pracy. Tak naprawdę jestem dość ciężkim we współpracy tłumaczem, nie da się według mnie regulować zegarków ani kalendarzy, bo zawsze będą grubo spóźnione, nie oddaje tekstów na zawołanie, zamęczam redaktorów wątpliwościami. Pracuję wariackimi zrywami, kiedy jestem pewien pomysłów i rozwiązań, albo łażę przez tydzień z kąta w kąt, zanim nie znajdę tych pomysłów i rozwiązań (czytaj: gram w gry wideo i czekam, aż moja postać oberwie jakimś czarem rozumu i inspiracji), więc robota ze mną to zwykle pasmo ciężkich doświadczeń dla tych biednych redaktorek i redaktorów. Są komiksy po które sam się pcham do wydawców, bo wydaje mi się, że mam na nie pomysł (a potem okazuje się, że to najcięższy tekst, jaki miałem w rękach od lat, który zjada mi pięć miesięcy z życia, jak "Mister Miracle". Są i takie, że w ogóle muszę się poddać, jak było w przypadku "Making Comics" Scotta Mclouda, które świetnie się czytało, ale w tłumaczeniu okazało się ciężkim hardkorem pełnym słownictwa, którego w ogóle nie znam lub nie istnieje po polsku). Wreszcie, są takie, które dostaje od wydawców nie wiedząc o danym komiksie nic, a w czasie roboty się w nich doszczętnie zakochuję - tak było z "Nienawidzę Baśniowa" czy "Deadly Class" z Non Stop Comics, czy z "Czarami Zjarami" i komiksami Dave'a Coopera u Timofa. Niestety, jak się w tekście zakocham, praca idzie mi jeszcze wolniej, bo wtedy już musi być doskonale, nie wypuszczam tłumaczenia z ręki, póki nie jestem sto procent pewien, albo wydawca nie zaczyna grozić wjazdem karków na chatę.