GIANT DAYS #7 (SPRAWDŹ)

Sara Glanc, Kosz z Książkami: Najnowszy tom  ,,Giant Days” to kolejna porcja świetnie napisanych dialogów, możliwość spotkania bohaterów, których po prostu nie da się nie kochać, a przede wszystkim porcja ich nowych, jak zawsze zwariowanych przygód. Nic tylko brać i czytać. Oraz mieć nadzieję, że na kolejny tom nie trzeba będzie zbyt długo czekać. Ciąg dalszy tutaj.

 

 

BLACK HOLES (SPRAWDŹ)

Kajetan Kusina, Kusi na Kulturę: Graficznie jest to rzecz rewelacyjna. Gonzalez opiera swoją kreskę na połączeniu czystej, minimalistycznej kreski z kontrastem, w dużej mierze nadawanym przez odpowiednie nałożenie barw. Pozbawione twarzy postaci komponują się z tu pięknymi, intensywnymi tłami. To taki styl Toma Gaulda na maksymalnym podkręceniu. Całość przesiąknięta jest natomiast nostalgicznym, właśnie takim mroczno-ciepłym klimatem, który idealnie komponuje się z treścią. Całość tutaj.

PopKulturowy Kociołek: Jeśli ktoś poszukuje surrealistycznego komiksu, w którym czas jest pojęciem mocno względnym, to zdecydowanie powinien sięgnąć po „The Black Holes”. Jestem niemal pewny, że „czas” poświęcony na lekturę, nie będzie zmarnowany, a na sam koniec na twarzy czytelnika pojawi się szeroki uśmiech zadowolenia. Reszta tutaj.

 

PTSD (SPRAWDŹ)

Przemek Pawełek: Od razu przyznam - to niezła, sprawna, w sumie mało odkrywcza i dość prosta historia o odkupieniu, której jednak nie jestem w stanie za dużo zarzucić, bo jednocześnie JAK TO WYGLĄDA! Singelin operuje mangową kreską przepuszczoną przez europejską wrażliwość. Są tu świetne pejzaże z miasta, które ma w sobie sporo z Tokio, pewnie też dużo z Hong Kongu, obrzeży Seulu, Bangkoku czy paru innych miast z tego rejonu. W scenach akcji jest spora dynamika, zdradzająca inspiracje GITSem (do których autor zresztą, na równi z Akirą, przyznaje się w posłowiu). Wszystko podkręcają świetne kolory, niby akwarelowe, ale jak zdradza risercz poczyniony przez kolegów - będące po prostu świetną cyfrową imitacją analogowego warsztatu. Ciąg dalszy tutaj.

Tomasz Drozdowski, Movies Room: Każdy zna pierwszego Rambo. Film już kultowy i jak na swój gatunek świetnie pokazujący żołnierza, który po piekle wojny nie potrafi odnaleźć się w „cywilnym” świecie. Guillaume Singelin na podobnym poziomie ujął problem zespołu stresu pourazowego, kładąc większy nacisk na akcję. O ile jednak w filmie ze Sly’em miało to swój surowy klimat, tak tu pozostaje pewna pustka i nie wypełniają jej nawet retrospekcje Jun. Autor dał nam za to sporo barwnej, szalonej rozrywki i jeśli lubicie pewne azjatyckie naleciałości, to PTSD z pewnością wam się spodoba. Mimo pewnych mankamentów będę pamiętał o tym komiksie i zapewne wrócę do niego, gdy najdzie mnie na piękne graficznie i lekkie fabularnie dzieło niezawierające nadprzyrodzonej treści. Całość tutaj.

Małgorzata Chudziak, Egzaltowana: PTSD to komiks zdecydowanie wart uwagi, ale również niepozbawiony wad. Fabuła jest dość prosta i szybko zorientowałam się, w którą stronę skręci historia Jun. Nie przeszkadza to jednak cieszyć się albumem: proste, słodko-gorzkie historie zawsze dobrze się czyta. wciągałam się w historię wojenną Jun oraz jej walkę o odzyskanie człowieczeństwa. Dla tej części warto było sięgnąć po album. Reszta tutaj.

 

LASTMAN #3 (SPARWDŹ)

Przemek Pawełek: Po perturbacjach z pierwszego i drugiego tomu Andrian razem z matką, tropiąc Aldanę, który nawiał, opuszczają Dolinę Królów. I nagle zaczynają się dziać rzeczy coraz bardziej zaskakujące, bo fantasy płynnie przechodzi w postapo, a bohaterów napadają degeneraci prosto z Mad Maxa. To tylko początek, bo potem Velbowie trafiają do tkwiącego w środku tego syfu westernowego miasteczka, by wziąć udział w najdziwniejszym procesie, jaki widziałem w komiksie. Nie napiszę nic więcej, by nie psuć zabawy, ale Balak i Vives popisują się tu nieskrępowaną fantazją godną japońskich przegiętasów. A potem następuje finał, zwiastujący kolejny zwrot konwencji. Trzeci LastMan ma niemal wszystko to, czym ujęły mnie poprzednie tomy, dokładając jednak pierwiastek totalnej nieprzewidywalności. Lubię tę serię coraz bardziej i już nie mogę się doczekać kolejnego tomu tej francuskiej mangi, a więc oczywiście daję #znakjakościGonza. Ciąg dalszy tutaj.

 

PORCELANA #1 (SPRAWDŹ)

Łukasz Wasilewski: Dla mnie „Porcelana” opowiada przede wszystkim o tym, jak (nie) radzić sobie ze stratą. Dla wielu osób naturalne wydaje się, by nie otwierać się na emocje, by nie ryzykować jeszcze większego bólu i rozdrapywania wciąż niezagojonych ran. Tylko że to równa się zamknięciu na ludzi, a to nie prowadzi do niczego dobrego – nie potrafimy funkcjonować w próżni, co najlepiej pokazuje obecna pandemia. Chciałoby się, by „Porcelana” była dłuższa, ale po lekturze sam siebie upomniałem – to baśń, zamknięta i stosunkowo krótka historia z dość jasnym przekazem. W dodatku świetnie narysowana. Całość tutaj.

Po drugiej stronie okładki: „Porcelana” to historia prawie, jak z bajki. Prawie, bo w pewnym momencie przekształca się w opowieść rodem z dobrego horroru. Jestem bardzo ciekawa, jak autorzy pokierują kolejnym tomem, bo tutaj poniekąd historia jest zakończona. Końcem końców „Porcelana” to według mnie strzał w dziesiątkę. Autorzy przeszli samych siebie i postawili sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Mam nadzieję, że w drugim tomie nie obniżą jej ani o milimetr. Reszta tutaj

Józek Śliwiński, gameplay: "Porcelanę" czyta się szybko i z wielką przyjemnością. Z powodzeniem może stanowić łącznik między kolejnymi pokoleniami czytelników. Dokładnie tak, jak klasyczne baśnie braci Grimm czy Hansa Christiana Andersena. Ciąg dalszy tutaj.

 

NOMEN OMEN #2 (SPRAWDŹ)

Artur Tojza, W pajęczej sieci: Gdy skończyłem lekturę drugiego tomu od razu chciałem sięgnąć po kolejny, jednak na razie go jeszcze u nas nie wydano. Szkoda, bo nie mogę się doczekać kontynuacji. Akcja ma tutaj błyskawiczne tempo, świat magii jest przedstawiony bardzo malowniczo, choć nie powiem, aby mnie zaskoczył w swej konstrukcji. Z drugiej strony całość jest napisana rewelacyjnie, łatwo mi polubić albo znienawidzić daną postać, a na dokładkę nikt tutaj nie jest kryształowo dobry lub zły. W istocie każdy jest... szary. Ma swoje za uszami, ale też potrafi być dobry. Tak, to zdecydowanie udana seria i jeśli dalej będzie ona trzymała swój poziom, to chętnie będę do niej wracał. Całość tutaj.

 

CODA #1 (SPRAWDŹ)

Tomasz Pstrągowski, Zagrano: Coda jest propozycją czysto rozrywkową, nastawioną na przygodę. Dużo tu pojedynków, spisków, uciekania, dowcipnych dialogów i wymykania się niebezpieczeństwu w ostatniej chwili. Ale jest to ten rodzaj rozrywki, którego autorzy umiejętnie czerpią z historii gatunku, dorzucając jednocześnie coś od siebie. W przypadku Cody jest to przebogaty, kolorowy świat fantasy wymieszany z konwencją postapo. Reszta tutaj.