PTSD (SPRAWDŹ)

Michał Lipka, Książkarnia: „PTSD” to bardzo dobrze oddający temat zespołu stresu pourazowego album, w którym nie brak przejmujących scen, emocji, wzruszeń czy nawet mroku. Na nieco głębszym poziomie można tu dostrzec także opowieść o człowieku zmagającym się z problemami. Tak po prostu. Niepełnosprawnością psychiczną czy fizyczną, trudami, których nie można obejść bez pomocy kogoś z zewnątrz, choć i wtedy szanse są małe. Jakkolwiek na to nie patrzeć, fabularnie to bardzo dobry komiks obyczajowy. Ciąg dalszy tutaj.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski, Rękopis znaleziony w Arkham: Po fabule widać, że autor nie jest literatem, tylko rysownikiem. Bardziej niż na złożoną analizę stawia na atmosferę i dynamiczne sceny akcji, które wychodzą mu bezbłędnie. Nie kryje zresztą swoich fascynacji i w posłowiu przyznaje, że przy tworzeniu swojej opowieści posiłkował się takimi tworami jak filmy Johna Woo, Johniego To i słynnymi anime, jak „Akira” czy „Ghost in the Shell”, którego główna bohaterka była zresztą ważną inspiracją dla postaci Jun. Autor genialnie operuje kreską będącą połączeniem mangowego stylu i europejskiej wrażliwości. Ja, szukając porównania i zaczepienia w komiksie światowym, prócz mang najbliższe skojarzenia mam z twórczością Tonyego Sandovala. Tym bardziej że autor wszystko okrasza nieco pastelowymi w barwie, cyfrowymi akwarelami, a to kolorystyka, po którą chętnie sięgał lubiany w naszym kraju Meksykanin. Wychodzi mu to obłędnie i szczerze przyznam, że „PTSD” to jak do tej pory mój ulubiony album tego roku, jeśli chodzi o rysunki. Całość tutaj.

 

BLACK HOLES (SPRAWDŹ)

Tomasz Małecki, Filmawka: González sprostał wyzwaniu, jakie rzucił sobie już w punkcie wyjścia The Black Holes. Projektując wspartą na sile uroku banalności naczelnej metafory powieść, osiągnął właśnie taki efekt – powieść uroczą i sprowadzającą na czytelnika poczucie niespokojnego rozkojarzenia, podobne z kolei do tego, jakiego doświadcza się przez nostalgiczny ogląd fotografii z lat młodzieńczych. Stworzył iluzję uniwersalnego uczestniczenia w “pamiętaniu”, z którą utożsamić się może tak naprawdę każdy. A czy to nie właśnie taka zdolność świadczyła o ponadczasowości prozy stawianej tu za wzór Emily Brontë? Reszta tutaj.

Tomasz Drozdowski, Movies Room: The Black Holes to komiks zdecydowanie za krótki. Na gruncie pomysłu Gonzáleza mógłby wyrosnąć cały las, gdy tymczasem otrzymujemy malownicze, lecz skromne drzewo. Nie ma jednak właściwie nad czym się pastwić. Autor dał nam obyczajowy komiks mocno podlany elementami fantastycznymi, do tego przepięknie zilustrowany. W pierwszych miesiącach ich bytności na rynku kojarzyłem Non Stop Comics głównie z pozycjami z Image, przy tym nieco unikając pozycji z innych wydawnictw. The Black Holes to jedna z pierwszych pozycji, która przekonała mnie, aby nie ograniczać się tylko do tego, co tworzą Jankesi. Ciąg dalszy tutaj.

 

LASTMAN #3 (SPARWDŹ)

Adam Ginel, Ustatkowany gracz: Twórcy komiksu, trio Balak, Sanlaville, Vivès, zwyczajnie zaskoczyło mnie trzecim tomem. Podczas gdy pierwsze dwa kręciły się głównie wokół wielkiego turnieju, rzeczony zeszyt zabrał mnie w ekscytującą podróż pełną akcji, doprawioną odrobiną intrygi i świetnego humoru. Pokuszę się o stwierdzenie, że jest to najlepszy z trzech dotychczas wydanych nakładem Non Stop Comics tomów Lastmana. (...) Końcówka trzeciego tomu nie pozostawia wątpliwości co do tego, że w kontynuacji będzie działo się jeszcze więcej. Twórcy ciekawie prowadzą swoją opowieść, rozwijają ją o nowe wątki, więc już nie mogę doczekać się premiery czwartego tomu komiksu Lastman. Całość tutaj.

Marcin Chudoba, Portal fantastyczny Paradoks: Trzeci tom LastMana jest czymś, na co warto było czekać. Fabuła w końcu nabiera rozpędu. Bardzo miłym zabiegiem okazało się uczynienie z Marianne pierwszoplanowej postaci o silnym charakterze, która ma do zaoferowania dużo więcej niż ładny wygląd. Autorzy powoli zaczynają odpowiadać na pytania pojawiające się od czasów pierwszego tomu, jednak na poznanie całej prawdy dotyczącej Doliny Królów i Richarda Aldany przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Reszta tutaj.

 

HEAD LOPPER #3 (SPRAWDŹ)

Krzysztof Ryszard Wojciechowski, Rękopis znaleziony w Arkham: Zapomnijcie o „Thorgalu” i „Władcy Pierścieni”. Tak, to nieśmiertelna klasyka, ale nie tam dziś bije serce fantasy. Jeśli chcecie uchodzić za obcykanych, to powinniście znać „Head Loppera”. Zapewniam, że to instant classic, a bohater będzie jednym tchem wymienianym z takimi zakapiorami spod ciemnej gwiazdy jak Slaine, Gotrek Gurnisson czy Conan. Ciąg dalszy tutaj.

Przemek Pawełek: Przemodelowaniu bądź rozwinięciu uległo więc niemal wszystko. Znajomy zapytał mnie ostatnio: po co niby MacLean zrobił tyle zmian już w trwającej serii? Wydaje mi się, że po prostu szuka on nowych wyzwań, nie chciał klepać po raz trzeci tego samego ale z inną fabułą. Eksperymentuje, bo może, bo Image mu nie wiąże rąk. Po prostu z tego korzysta, idąc tam, gdzie chce, w efekcie z kolejnych stron bije jego entuzjazm, zaangażowanie, z jakim wszedł we własny tytuł, by nadać mu głębię, by ten świat i bohaterowie stali się wielowymiarowi, ale jednocześnie wszystkie te ewolucyjne zmiany zachowały spójność. Wolę niby pierwszy tom, bo pokochałem Head Loppera za tę fabularną i rysunkową (oraz kompozycyjną) lekkość, ale jednocześnie jestem pod sporym wrażeniem. Jednocześnie ciekawi mnie, jak to się rozwinie, bo z zakończenia wynika, że trzeci tom cyklu to właściwie tylko pierwszy akt większej sagi. Całość tutaj.

PopKulturowy Kociołek: Trzecia część serii Head Lopper to nic innego jak bardzo przyjemna i relaksująca pozycja dla miłośników komiksów fantasy. Jeśli więc należysz do tego grona i poszukujesz czegoś zapewniające chwili intensywnej rozrywki, to śmiało możesz sięgnąć po cały cykl. Reszta tutaj.

 

PORCELANA #1 (SPRAWDŹ)

Wojciech Wilk, Portal fantastyczny Paradoks: „Porcelana”, na którą pomysł przyszedł mu rzekomo we śnie, to przyjemna lektura z dreszczykiem. Choć mamy do czynienia z pierwszym tomem, całość jest spójna i mogłaby nie mieć kontynuacji. Także tym bardziej warto spróbować, podchodząc do tego komiksu jak do zamkniętego dzieła. Ciąg dalszy tutaj.

Mariusz Wojteczek, Dzika Banda: Osobiście bawiłem się świetnie, odnajdując echa serii Pierumowa, twórczości Zafona z „Trylogii Mgły”, czy choćby świetnego cyklu młodzieżowego Samanthy Shannon – „Czas żniw”. To z jednej strony opowieść mało nowatorska, zbierająca wiele motywów i wątków dobrze znanych popkulturze, z drugiej zaś historia – która mimo swojej tendencyjności potrafi urzec, zabawić, chociaż na chwilę wciągnąć do niezwykłego świata Snow City. A co najważniejsze – to zapowiedź czegoś, co może się rozwinąć w naprawdę epicką opowieść o samotności i poszukiwaniu. Całość tutaj.